Po czerwcowej wizycie w Novum stanęło na tym, że chyba
najwyższy czas zrobić badanie drożności jajowodów. Tak jak pisałam wcześniej,
plan był taki, że zrobię badanie w sierpniu po wakacjach, który jak wiadomo nie
wypalił
i finalnie zrobiłam je 3 tygodnie temu.
i finalnie zrobiłam je 3 tygodnie temu.
Od kiedy chciałam wykonać te badanie cały czas zastanawiałam się na które się
zdecydować. Opcje jak pewnie większość wie są dwie- albo zwykłe HSG przy użyciu
kontrastu jodowego i promieni rentgenowskich lub Sono-HSG, w którym do badania
wykorzystuje się kontrast w postaci soli fizjologicznej lub specjalnej pianki,
i zwykłego aparatu do USG. Nie wiem jak jest w innych miastach, ale w Warszawie
ta druga opcja jest płatna, przynajmniej tam, gdzie ja szukałam. To początkowo
przekonywało mnie bardziej do wykonania zwykłego HSG na NFZ , niż płacenia wcale
nie małych pieniędzy za bodajże 15 minut badania. Im jednak dalej w las, tym
coraz częściej zaczęłam się zastanawiać, czy jednak nie wydać tych 550 zł
(stawka szpitala św. Zofii) i zaoszczędzić sobie bólu. No cóż naczytałam się o
tym badaniu... i zaczęłam się bać, że strasznie boli, nawet jak jajowody są
drożne, że powikłania, a poza tym moja znajoma miała 2 razy badaną drożność. Do
drugiego HSG zażyczyła sobie już pełną narkozę... Ostatecznie decyzję podjęłam
w lipcu, jeszcze przed wakacjami, gdy zaczęłam dzwonić po szpitalach. W św.
Zofii robią tylko Sono-HSG, więc opcja robienia badania na NFZ odpadła, na
Karowej mieli zepsuty sprzęt, do szpitala przy Starynkiewicza nie mogłam się za nic dodzwonić, a na Inflanckiej „zabiła” mnie procedura. W
wielkim skrócie mogłam mieć tam wizytę pod koniec sierpnia (!) do lekarza,
który zakwalifikowałby mnie na badanie, potem miałabym umówić się znowu na
spotkanie, na którym miał zostać wyznaczony termin badania. Oczywiście na to 2.
spotkanie miałam mieć też już ze sobą wyniki badań, które są ważne miesiąc, więc
bałam się, że coś mi się przesunie
i „nie wstrzelę się” w termin, a ja koniecznie chciałam zrobić badanie jeszcze na początku sierpnia przed moim drugim urlopem. Co prawda wszystko mi się poprzesuwało i badania nie zrobiłam ani w sierpniu, ani we wrześniu, ale i tak miałam komfort psychiczny związany z tym, że robiąc Sono-HSG, napiszę maila tuż po okresie i w ciągu 1-2 dni będę miała zaklepany termin.
i „nie wstrzelę się” w termin, a ja koniecznie chciałam zrobić badanie jeszcze na początku sierpnia przed moim drugim urlopem. Co prawda wszystko mi się poprzesuwało i badania nie zrobiłam ani w sierpniu, ani we wrześniu, ale i tak miałam komfort psychiczny związany z tym, że robiąc Sono-HSG, napiszę maila tuż po okresie i w ciągu 1-2 dni będę miała zaklepany termin.
W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień, który miał rozwiać
moje wątpliwości, a raczej potwierdzić moje przeczucia, że pewnie z jajowodami
jest coś nie tak. W szpitalu pojawiłam się rano na Izbie Przyjęć. I to akurat
nie jest fajnie. Przynajmniej dla mnie nie było. Zaczęłam się nawet zastanawiać,
czy dobrze zrobiłam, że akurat zdecydowałam się na badanie w szpitalu zamiast w
jakiejś prywatnej klinice (oczywiście za relatywnie wyższą cenę). Chodzi mi o
to, że na Izbie są już kobiety w zaawansowanej ciąży (pozdrawiam Panią, która
urodziła w jednym z gabinetów lekarskich w przeciągu 15 min. od pojawienia się w
szpitalu ;)). Mnie osobiście zrobiło się ciut przykro patrząc na te wszystkie
brzuchy, a jednocześnie widziałam na twarzach tych kobiet zaciekawienie, czasami
zdziwienie co ja tam robię, skoro jestem „płaska” i po co do diaska przyjmują
mnie na oddział. I nie, nie jest to tylko moje przewrażliwienie-ze mną badanie
miała jeszcze jedna dziewczyna, która miała takie same odczucia. Na Izbie
posiedziałam sobie dobre 2 godziny, gdzie w międzyczasie podpisałam umowę,
spotkałam się z położną, która zmierzyła mi ciśnienie i wypełniła papiery,
zapłaciłam za badanie i ok. 10:30 pojechałam na oddział. Na oddziale dostałam
antybiotyk i ketonal, spotkałam się z lekarzem, która zebrała wywiad, a potem wykonywała
mi badanie. Oczywiście jak to ja-SZCZĘŚCIARA miałam być druga. Nic w tym
nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że oczywiście po badaniu pierwszej dziewczyny
inna lekarka potrzebowała aparatu do USG, więc musiałam czekać kolejne 20 minut
na swoją kolej, i nie ukrywam, że wtedy już zaczęłam się mocno stresować. Gdy w
końcu się doczekałam, wszystko potoczyło się błyskawicznie. Rozebrałam się,
usiadłam na moim „ulubionym” fotelu, Pani doktor zrobiła mi zwykłe USG, żeby
sprawdzić, co tam się u mnie dzieje, a potem zaczęła całą procedurę. Na
początku lekarz wkłada wziernik, taki jak do cytologii i wacikiem dezynfekuje
szyjkę. Następnie został włożony mi taki niby balonik, który pielęgniarka
zaczęła napełniać solą fizjologiczną, uprzedzając mnie, że będę czuła
rozpieranie. To chyba była jedyna
z nieprzyjemnych rzeczy. Nawet nie tyle nieprzyjemnych, co dziwnych. Śmiałyśmy się nawet bo dokładnie było widać, kiedy poczułam to rozpieranie, bo nagle dostałam wytrzeszczu ;P Następnie włożono mi cieniutki, gumowy cewnik i zaczęto wstrzykiwać kontrast (w moim przypadku piankę). Okazało się, że z jajowodami wszystko ok. Obydwa drożne, z czego oczywiście bardzo się cieszę( ALE skoro to nie jajowody, to do jasnej Anielki co jest przyczyną?!)
i to tyle. Potrzymali Nas do 14:00, zjadłyśmy obiad i dostałyśmy wypisy. Po badaniu początkowo nic się u mnie nie działo. Kontrast wyleciał i ot co. Dopiero jakieś 2 dni po, zaczęłam plamić przez kolejne 3-4 dni, po kontakcie pierwszego stopnia z moim ślubnym, if you know what I mean ;)
z nieprzyjemnych rzeczy. Nawet nie tyle nieprzyjemnych, co dziwnych. Śmiałyśmy się nawet bo dokładnie było widać, kiedy poczułam to rozpieranie, bo nagle dostałam wytrzeszczu ;P Następnie włożono mi cieniutki, gumowy cewnik i zaczęto wstrzykiwać kontrast (w moim przypadku piankę). Okazało się, że z jajowodami wszystko ok. Obydwa drożne, z czego oczywiście bardzo się cieszę( ALE skoro to nie jajowody, to do jasnej Anielki co jest przyczyną?!)
i to tyle. Potrzymali Nas do 14:00, zjadłyśmy obiad i dostałyśmy wypisy. Po badaniu początkowo nic się u mnie nie działo. Kontrast wyleciał i ot co. Dopiero jakieś 2 dni po, zaczęłam plamić przez kolejne 3-4 dni, po kontakcie pierwszego stopnia z moim ślubnym, if you know what I mean ;)
W zeszłym tygodniu byłam u swojej Pani doktor w Novum.
Oczywiście jeszcze bardziej zwątpiłam w jej kompetencje, bo zamiast HSG
zrobiłam Sono-HSG, które jest mnie dokładne! Zaczęłam szukać informacji na ten
temat-i ok, przy użyciu soli fizjologicznej jako kontrastu owszem, ale używając
pianki czułość jest na tym samym poziomie co tradycyjne HSG (nadmienię, że
miała baba w opisie napisane jakiego rodzaju kontrastu użyto). A propos
kontrastu do tradycyjnego badania- nie wiedziałam tego wcześniej, ale jest uczulający
i u niektórych może wystąpić reakcja alergiczna, a z racji tego, że to jod ponoć
jest niezalecany pacjentom, które mają problemy z tarczycą. Kolejna sprawa, że według
mojej Pani doktor ten cykl mamy stracony i nie powinniśmy się starać.
I tu znowu fake news, bo pytałam o to lekarki, która wykonywała mi badanie i powiedziała, że śmiało możemy działać jeszcze w tym miesiącu. Ponoć właśnie te 2 pierwsze miesiące po badaniu obfitują w największą liczbę ciąż. Jeśli miałabym tradycyjne HSG to jak najbardziej powinnam odpuścić, bo komórka jajowa mogła zostać uszkodzona przez promienie Rentgena, co w przypadku Sono nie ma miejsca ;) Kurde, daję babie jeszcze z jakieś pół roku i chyba jednak ją zmieniam, bo może kobieta wiedzę o in-vitro i rękę do samych transferów ma, ale wypadałoby się co nieco podszkolić z tego, i owego. Ogólnie stanęło na tym, że być może jeszcze w grudniu tego roku, jeśli „przepłukanie” jajowodów nic nie dało będziemy mieć pierwszą inseminację. Oby wszystko zaczęło
w końcu iść po Naszej myśli.
I tu znowu fake news, bo pytałam o to lekarki, która wykonywała mi badanie i powiedziała, że śmiało możemy działać jeszcze w tym miesiącu. Ponoć właśnie te 2 pierwsze miesiące po badaniu obfitują w największą liczbę ciąż. Jeśli miałabym tradycyjne HSG to jak najbardziej powinnam odpuścić, bo komórka jajowa mogła zostać uszkodzona przez promienie Rentgena, co w przypadku Sono nie ma miejsca ;) Kurde, daję babie jeszcze z jakieś pół roku i chyba jednak ją zmieniam, bo może kobieta wiedzę o in-vitro i rękę do samych transferów ma, ale wypadałoby się co nieco podszkolić z tego, i owego. Ogólnie stanęło na tym, że być może jeszcze w grudniu tego roku, jeśli „przepłukanie” jajowodów nic nie dało będziemy mieć pierwszą inseminację. Oby wszystko zaczęło
w końcu iść po Naszej myśli.
Hej...przeczytałam tekst dwa razy i nie potrafię wyłapać gdzie finalnie robiłaś sono hsg?
OdpowiedzUsuńPodpowiesz?
Hej. Przepraszam, ale dawno tutaj nie zagladalam. Jeśli to jeszcze Ci pomoże to sono robiłam w św. Zofii. Koszt, tak jak wspominałam 550zł w zeszłym roku. Z tego co kojarzę cena teraz wzrosła.
Usuń