Przejdź do głównej zawartości

Kiedy ssie… czyli słów kilka o zazdrości.

ZAZDROŚĆ. Jak ja nienawidzę tego uczucia! Nie dość, że uczucie samo
w sobie, tak fizycznie, nie jest dla mnie komfortowe to jeszcze te poczucie winy, że w ogóle ZAZDROSZCZĘ i „rozerwanie”. No bo przecież to moja przyjaciółka/koleżanka/kuzynka/szwagierka/bratowa (niepotrzebne skreślić) jest w ciąży. Przecież powinnam się cieszyć, no bo ogólnie życzę tej osobie dobrze. To dlaczego do jasnej Anielki czuję to, co czuję?!

Nie umiałam sobie poradzić, ani z tym, że ktoś jest w ciąży (no bo dlaczego nie ja), ani z tym, że tej ciąży komuś zazdroszczę. Nadal nad sobą pracuję i wydaje mi się, że z każdym miesiącem jest coraz lepiej. Wszystko zaczęło się zmieniać w tym roku. Oczywiście nie twierdzę, że jest super, hiper i jak słyszę o kolejnej ciąży, to skaczę pod sufit z radości. Nie ma co się oszukiwać. Chyba nigdy tak się nie stanie. Przynajmniej do chwili, w której sama nie zostanę mamą. Biologiczną czy adopcyjną-wszystko jedno. Ale powoli, małymi kroczkami uczę się akceptować dany stan rzeczy.

Pamiętam swój pierwszy raz, kiedy poczułam te na początku malutkie ukłucie, trwające dosłownie chwilę. Staraliśmy się 3 miesiące, gdy raptem jakieś 2-3 tygodnie po ślubie, moja szwagierka obwieściła Nam, że jest w ciąży. Niezły wynik. W sobotę wyszła za mąż, a w następnym tygodniu poczęła dziecko… Skala uczucia nie była wielka, no bo przecież wtedy nie wiedziałam, że w 2017 nadal nie będę miała dziecka. Oczywiście cieszyłam się i kocham bratanicę mojego męża. Czekaliśmy na nią wszyscy, ale poczułam się dziwnie, gdy dowiedziałam się od teściowej, że się rodzi… Głaskanie brzucha i mówienie do niego oraz kupowanie ciuszków dla małej to zupełnie co innego, no bo w końcu dziecko jest w brzuchu. Niby wiesz, że szwagierka jest w ciąży i cieszysz się radością bliskich, ale kiedy przychodzi moment narodzin, uświadamiasz sobie, że ktoś zostanie mamą, ale to nie będziesz ty…

Pierwszy, ekstremalny przypadek mojej zazdrości doświadczyłam w 2016 r.- zazdrościłam ciąży mojej bratowej. Mój brat i bratowa mieli już jedno dziecko. W zasadzie mieli by już 2, bo dowiedziałam się kilka lat temu, że moja bratowa, jeszcze przed ślubem zaszła w ciążę, którą usunęła, bo nie chciała wtedy jeszcze mieć dziecka (miała wtedy jakieś 23 lata-nooooo zdecydowanie nie była dziewczyna gotowa, w końcu kilka miesięcy potem miała wyjść za mąż!!!). Oczywiście mój brat nie jest bez winy. Kochał ją i pozwolił jej na aborcję… Ich małżeństwo jest skomplikowane. Jeśli byłabym ich dzieckiem to wolałabym, żeby się definitywnie i ostatecznie rozstali. Zamiast tego mój brat często kłóci się z żoną, w wyniku czego ona zawsze wyrzuca go z domu. Mój R. wychodzi
i nie wraca kilka dni, bo też jest mu to na rękę… Akurat w momencie, kiedy zaszli w ciążę, mocno się kłócili i praktycznie nie byli ze sobą. Tak więc można się domyślić, jakie ja miałam uczucia. Chyba nigdy, przenigdy wcześniej tyle razy nie pytałam Boga DLACZEGO ONI, DLACZEGO NIE MY? Mój level poczucia niesprawiedliwości był poza skalą. Ciężko było mi przeżyć tę ciążę, mimo że nie widziałam się z bratową od dobrych kilku miesięcy. Teraz widzę, że w zasadzie wyparłam jej „błogosławiony” stan. Nie chciałam o niej myśleć, ani rozmawiać. Unikałam rozmów telefonicznych
i spotkań z bratem, i rodzicami, byle tylko nie rozmawiać o TEJ ciąży. Dobrze, że mieszkam od rodzinnego miasta jakieś 80 km, więc nie kwapiłam się do częstych wizyt. Finalnie pogodziłam się z tym dopiero po narodzinach małego, kiedy pierwszy raz wzięłam go na ręce. Miał wtedy jakieś 4 miesiące. Zrozumiałam, że ciąże zdarzają się również tym, którzy na nie w moim poczuciu nie zasługują. Dopiero po tej sytuacji przekonałam się na własnej skórze, jak życie potrafi być niesprawiedliwe. Niby się tak mówi, ale odczucie tego na sobie to zupełnie inny poziom świadomości ;)
Kolejne DLACZEGO to nie JA? miałam w tym roku. W przeciągu tygodnia dowiedziałam się o kilku ciążach koleżanek i dalszych znajomych. Poczucie niesprawiedliwości-level master zdecydowanie. Było bardzo dużo płaczu, pytań bez odpowiedzi do Boga, żalu i złości. Nawet napisałam kilka listów do mojego nienarodzonego dziecka…

Aktualnie po wakacjach w Grecji chyba trochę wyluzowałam. Ta podróż pozwoliła mi zrozumieć, że Świat na dziecku się nie kończy. Dałam sobie jeszcze kilka lat starań, potem pomyślimy na poważnie o adopcji. Dzięki tej wycieczce nabrałam dystansu i zauważyłam, że zaczęłam przyjmować informację o ciążach innych kobiet na spokojnie i nawet się cieszę. Oczywiście zdarzają mi się gorsze momenty i płaczę, pytam dlaczego Nam się nie udaje, mam żal do Boga, i proszę żeby się nad Nami ulitował, ale nie robię tego już tak histerycznie. Powoli dociera do mnie, że nie mogę przeżyć życia cały czas czekając na cud i zazdrościć innym, że im się udało. Ze zbyt wielu rzeczy zrezygnowałam, bo myślałam, że przecież zaraz będę w ciąży. Dzięki temu, że zaczęłam czytać blogi o niepłodności i sama zaczęłam pisać, by w końcu nazwać rzeczy po imieniu jest mi lżej. Lżej, że te kobiety też zazdroszczą, że też czują to co ja. To jaką niepłodne mają siłę jest dla mnie pokrzepiające. To znaczy, że ja też mam moc ;) W końcu nadal żyję i nie załamałam się definitywnie. Cóż, życie na mnie czeka. Mam nadzieję, że kiedyś pojawi się w Nim dziecko. Czasami jest lepiej, czasami gorzej, zwłaszcza na koniec roku, ale żyję i walczę. Jeszcze nie powiedzieliśmy z mężem ostatniego słowa!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To, co straciłam…

Jakiś czas temu, w zasadzie niedawno, może jakiś miesiąc, 3 tygodnie temu mąż zapytał mnie, czy jestem szczęśliwa. Musiałam się zastanowić… Starałam się odpowiedzieć zgodnie z prawdą, bo mam zasadę, że komu jak komu, ale męża nie okłamuję (czasami tylko pomijam pewne aspekty w swoich wywodach ;) ) Odpowiedziałam, że raczej tak, że z Nim jestem szczęśliwa, ale Nasze niepowodzenia sprawiły, że odebrały mi taką ogólną radość z życia. W zeszłym tygodniu byłam chora, co zaskutkowało zwolnieniem lekarskim, a to z kolei duuuuuuuuuużą ilością wolnego czasu. Mój zegar przestawił się na zasypianie ok. 3 w nocy i pobudki dopiero po 10 rano. W takiej ciszy, słysząc tylko spokojny, miarowy oddech mojego S. miałam ogrom czasu na rozmyślanie. Uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem nieszczęśliwa, jak bardzo w swoich staraniach stworzenia nowego życia straciłam siebie… Straciłam radość z życia. Tak, cieszę się z jakiś wydarzeń, wakacji, nowych doznań, by i tak na koniec dnia zobaczyć w lustrze smut

Sono-HSG- moje przemyślenia.

Po czerwcowej wizycie w Novum stanęło na tym, że chyba najwyższy czas zrobić badanie drożności jajowodów. Tak jak pisałam wcześniej, plan był taki, że zrobię badanie w sierpniu po wakacjach, który jak wiadomo nie wypalił i finalnie zrobiłam je 3 tygodnie temu. Od kiedy chciałam wykonać te badanie cały czas zastanawiałam się na które się zdecydować. Opcje jak pewnie większość wie są dwie- albo zwykłe HSG przy użyciu kontrastu jodowego i promieni rentgenowskich lub Sono-HSG, w którym do badania wykorzystuje się kontrast w postaci soli fizjologicznej lub specjalnej pianki, i zwykłego aparatu do USG. Nie wiem jak jest w innych miastach, ale w Warszawie ta druga opcja jest płatna, przynajmniej tam, gdzie ja szukałam. To początkowo przekonywało mnie bardziej do wykonania zwykłego HSG na NFZ , niż płacenia wcale nie małych pieniędzy za bodajże 15 minut badania. Im jednak dalej w las, tym coraz częściej zaczęłam się zastanawiać, czy jednak nie wydać tych 550 zł (stawka szpitala św. Zofii)

12 rzeczy, które denerwują mnie w niepłodności.

                      Oto moje subiektywne zestawienie rzeczy, które mnie irytują w byciu niepłodną. Jakby problem sam w sobie był zbyt mało problematyczny… 1. Niepłodność- ta niepłodność, nie ten niepłodność, ani to niepłodność. Jak zawsze, porażka ma jedną matkę! Nie wiem, czy jest choć jedna osoba z mojego kręgu, wiedząca o tym, że bezskutecznie staramy się tyle czasu, żeby nie pomyślała sobie, że przyczyna MUSI leżeć po mojej stronie! Problemy z S.? W życiu. To ze mną jest problem! Przykłady? Jak gadałam z ciotką mojego S., że idziemy się badać itd. to co? Oczywiście, że pewnie jakieś hormony dostanę. W dupie miała informację, że są problemy z małżonem. Jak nic Magda dostaniesz hormony, jak nic!!! To samo tyczy się lekarzy (wspomniana już historia o andrologu). Jeśli kogoś nie uświadomię, że wyniki mojego męża nie są idealne, to pytanie co Tobie dolega, prędzej czy później pada… KURTYNA! 2. Lekarze- wcześniejsza historia z andrologiem + moje „akc