Przejdź do głównej zawartości

IUI? to już jutro!




Przed chwilą zadzwoniłam do kliniki. Mamy potwierdzoną inseminację na godzinę 14:00 u mojej lekarki! Nie mogę uwierzyć, że to jednak się dzieje, biorąc pod uwagę fakt, że plan, kiedy zrobimy pierwszą inseminację, a rzeczywista data wykonania wyniesie aż pół roku! W kwietniu po dobrych wynikach badań w kierunku zespołu antyfosfolipidowego i poziomu homocysteiny postanowiłam, że do inseminacji podchodzimy na mur-beton w maju. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji z pobraniem posiewów i odbiorem wyników, udało się w końcu i jest-jutro mamy pierwszą procedurę!

Od 2-6 dc brałam clostilbegyt, a 11 dc i 13 dc byłam na USG. Wg. mojej Pani doktor jedyny pęcherzyk, który udało mi się wyhodować powinien pęknąć jutro. Kazała więc dzisiaj dzwonić i umawiać się na termin do niej, bądź lekarza dyżurnego. Jutro o 13:00 zaczynamy show. Cały dzień siedziałam jak na szpilkach, aby pamiętać o tym, żeby dzwonić po 13:00 z nadzieją, że coś się zwolni u mojej lekarz prowadzącej na jutro. Nie zapomniałam, ale teraz siedzę jak na szpilkach ze strachu i podekscytowania przed jutrzejszym dniem. Obecnie mam koktajl uczuć w sobie. Jestem podekscytowana i cieszę się, że 
w końcu, po 3 latach nieowocnych starań jesteśmy bliżej (mam nadzieję) celu 
i coś się ruszyło, a z drugiej strony bardzo, ale to bardzo się boję… Oczywiście strach przed nieznanym i inseminacją samą w sobie jest, ale dużo bardziej boję się czegoś innego…

Od jakiegoś zeszłego tygodnia, po małej wycieczce do Kampinosu z mężem 
i psem ogarnął mnie spokój. Poczułam, że w końcu nie szarpię się z losem o moje dziecko, że jakoś się wszystko ułoży, bez znaczenia czy będziemy w 3 (my+pies), czy jednak uda Nam się i będzie Nas więcej. Po ostatnich kilku tygodniach całkowitego zdołowania była to bardzo przyjemna odmiana. Nadal czuję w sobie ten spokój i bardzo, bardzo, bardzo się boję, że porażka, która wiem, że nastąpi spowoduje, że znowu mi się wszystko zwali na głowę ;( W IUI, jak już kiedyś pisałam nie wierzę. Wiem i znam takie przypadki, gdzie inseminacja pomogła, ale nie wydaje mi się, żeby ta metoda sprawdziła się akurat u Nas. Tylko co zrobić, kiedy jednocześnie nie wierzysz i tak mocno jak nie ufasz procedurze, w sercu masz jednak nadzieję, że tym razem się mylisz, 
i w przyszłym miesiącu zobaczysz w końcu 2 kreski na teście ciążowym… ?

Komentarze

  1. Właśnie trafiłam na ten blog szukając info o hsg. Ciekawa jestem czy się udało, będę śledzić czy pojawił się kolejny post!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sono-HSG- moje przemyślenia.

Po czerwcowej wizycie w Novum stanęło na tym, że chyba najwyższy czas zrobić badanie drożności jajowodów. Tak jak pisałam wcześniej, plan był taki, że zrobię badanie w sierpniu po wakacjach, który jak wiadomo nie wypalił i finalnie zrobiłam je 3 tygodnie temu. Od kiedy chciałam wykonać te badanie cały czas zastanawiałam się na które się zdecydować. Opcje jak pewnie większość wie są dwie- albo zwykłe HSG przy użyciu kontrastu jodowego i promieni rentgenowskich lub Sono-HSG, w którym do badania wykorzystuje się kontrast w postaci soli fizjologicznej lub specjalnej pianki, i zwykłego aparatu do USG. Nie wiem jak jest w innych miastach, ale w Warszawie ta druga opcja jest płatna, przynajmniej tam, gdzie ja szukałam. To początkowo przekonywało mnie bardziej do wykonania zwykłego HSG na NFZ , niż płacenia wcale nie małych pieniędzy za bodajże 15 minut badania. Im jednak dalej w las, tym coraz częściej zaczęłam się zastanawiać, czy jednak nie wydać tych 550 zł (stawka szpitala św. Zofii)

12 rzeczy, które denerwują mnie w niepłodności.

                      Oto moje subiektywne zestawienie rzeczy, które mnie irytują w byciu niepłodną. Jakby problem sam w sobie był zbyt mało problematyczny… 1. Niepłodność- ta niepłodność, nie ten niepłodność, ani to niepłodność. Jak zawsze, porażka ma jedną matkę! Nie wiem, czy jest choć jedna osoba z mojego kręgu, wiedząca o tym, że bezskutecznie staramy się tyle czasu, żeby nie pomyślała sobie, że przyczyna MUSI leżeć po mojej stronie! Problemy z S.? W życiu. To ze mną jest problem! Przykłady? Jak gadałam z ciotką mojego S., że idziemy się badać itd. to co? Oczywiście, że pewnie jakieś hormony dostanę. W dupie miała informację, że są problemy z małżonem. Jak nic Magda dostaniesz hormony, jak nic!!! To samo tyczy się lekarzy (wspomniana już historia o andrologu). Jeśli kogoś nie uświadomię, że wyniki mojego męża nie są idealne, to pytanie co Tobie dolega, prędzej czy później pada… KURTYNA! 2. Lekarze- wcześniejsza historia z andrologiem + moje „akc

BACC-biopsja guza tarczycy.

Ufff, jak to dobrze, że już po!  Na początku lutego, podczas corocznego USG mojej tarczycy, okazało się, że guz na prawym płacie  postanowił się unaczynnić i Pani radiolog poleciła, abym wykonała biopsję… Gdy usłyszałam te słowa przez głowę przeleciał mi natłok myśli- ale jak to, przecież to niegroźny, mały guzek, nawet nie urósł od ostatniego USG, biopsja…biopsja…biopsja… - przecież to się robi jak jest podejrzenie nowotworu, przecież jestem młoda, nie mogę mieć raka, ale jak to ktoś mi będzie igłą gmerał w tarczycy?!  Po badaniu musiałam wrócić do pracy. W drodze z Enel-Medu na przystanek autobusowy oczywiście zdążyłam powiadomić małżona i poczytać już co nieco. Na szczęście okazało się, że nie taki diabeł straszny… Po pierwsze ponoć nowotwory tarczycy dość wolno dają przerzuty, po drugie badanie wykonywane jest bardzo cienką igłą.  Jakiś tydzień później, na wizycie u endokrynologa dostałam skierowanie, choć moja lekarz stwierdziła, że wystawi je bo guz jest już unaczy