Przejdź do głównej zawartości

BACC-biopsja guza tarczycy.




Ufff, jak to dobrze, że już po! 
Na początku lutego, podczas corocznego USG mojej tarczycy, okazało się, że guz na prawym płacie  postanowił się unaczynnić i Pani radiolog poleciła, abym wykonała biopsję… Gdy usłyszałam te słowa przez głowę przeleciał mi natłok myśli- ale jak to, przecież to niegroźny, mały guzek, nawet nie urósł od ostatniego USG, biopsja…biopsja…biopsja… - przecież to się robi jak jest podejrzenie nowotworu, przecież jestem młoda, nie mogę mieć raka, ale jak to ktoś mi będzie igłą gmerał w tarczycy?! 
Po badaniu musiałam wrócić do pracy. W drodze z Enel-Medu na przystanek autobusowy oczywiście zdążyłam powiadomić małżona i poczytać już co nieco. Na szczęście okazało się, że nie taki diabeł straszny… Po pierwsze ponoć nowotwory tarczycy dość wolno dają przerzuty, po drugie badanie wykonywane jest bardzo cienką igłą. 

Jakiś tydzień później, na wizycie u endokrynologa dostałam skierowanie, choć moja lekarz stwierdziła, że wystawi je bo guz jest już unaczyniony i to jest wskazanie do badania, ale z racji rozmiaru wątpi, czy uda się pobrać materiał. Ponadto poleciła mi lekarza, która ma duże doświadczenie. 

Wczoraj miałam pierwszą w życiu biopsję! Nie ukrywam, że troszkę się denerwowałam od poniedziałkowego popołudnia (chyba do tego stopnia, że mój pies przylepił się do mnie całkowicie i powoli zaczął odlepiać się dopiero wczoraj wieczorem, kilka godzin po biopsji). Samo badanie nie jest straszne. Na początku lekarz daje do przeczytania i wypełnienia formularz z opisem zabiegu, a także zapoznaje się ze zdjęciami oraz opisem z badania USG. Do samej biopsji trzeba położyć się zupełnie na płasko i odchylić głowę do tyłu. Na początku zdezynfekowano mi szyję, potem Pani doktor spsikała miejsce wkłucia specjalnym sprayem (?) chłodzącym i zabrała się do badania. Znalazła guza
i powiększyła obraz sprawcy całego zamieszania. Z racji wielkości mojego „maluszka” nakazała oddychać bardzo płytko i odgiąć do tyłu głowę tak, by patrzeć na ekran. Samo wbicie igły mogłabym porównać do ukąszenia komara. Igła jest cieniutka. Co mnie zdziwiło w badaniu i czego nie wiedziałam wcześniej, to fakt że wkłucia są 2 oraz sposób pobrania materiału. Biopsja kojarzyła mi się z tym, że lekarz wkłuwa delikatnie się w guza, pobiera powoli materiał do strzykawki i delikatnie usuwa igłę, a tu jednak nie... Przy biopsji guzów tarczycy, lekarz tak jakby „skacze” igłą po wnętrzu guza (przynajmniej tak było w moim przypadku). Drugiego wkłucia nie czułam zupełnie (myślę, że to zasługa tego chłodzącego psikadła). Z racji tego, że guz jest mały i za pierwszym razem udało się pobrać materiał, ale nie było go dość dużo, przy drugim wkłuciu musiałam odchylić głowę najmocniej jak potrafię. Zapewniam, że nie jest to łatwe, gdy starasz się nie ruszać, oddychasz bardzo płytko i ślizgasz się na własnych włosach na kozetce :P Na szczęście udało się pobrać jeszcze więcej próbki do zbadania. Nie miałam większych skutków ubocznych. Nie mam jakiegoś wielkiego krwiaka. Widać jedynie lekkie zaczerwienienie i 2 małe kropki po wkłuciach. Wieczorem miałam wrażenie, że „coś” mi spuchło i bolało mnie gardło po prawej stronie, ale dzisiaj jest ok. 

Mam nadzieję, że wszystko wyjdzie dobrze. Wynik będzie za 2 tygodnie, czyli Wielkanoc przeżyję jeszcze w miarę względnym spokoju, ale także w niewiedzy... Choć ciężko powiedzieć, co będę przeżywać za jakieś 1,5 tyg., wierzę, że wszystko będzie ok, ale jak to ja, zawsze mam jakieś ALE, więc pewności nie ma... Młodzi ludzie też mają nowotwory, więc wszystko może się zdarzyć również i w moim przypadku. Póki co, cieszę się, że mam to za sobą
i w spokoju ducha czekam na wyniki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sono-HSG- moje przemyślenia.

Po czerwcowej wizycie w Novum stanęło na tym, że chyba najwyższy czas zrobić badanie drożności jajowodów. Tak jak pisałam wcześniej, plan był taki, że zrobię badanie w sierpniu po wakacjach, który jak wiadomo nie wypalił i finalnie zrobiłam je 3 tygodnie temu. Od kiedy chciałam wykonać te badanie cały czas zastanawiałam się na które się zdecydować. Opcje jak pewnie większość wie są dwie- albo zwykłe HSG przy użyciu kontrastu jodowego i promieni rentgenowskich lub Sono-HSG, w którym do badania wykorzystuje się kontrast w postaci soli fizjologicznej lub specjalnej pianki, i zwykłego aparatu do USG. Nie wiem jak jest w innych miastach, ale w Warszawie ta druga opcja jest płatna, przynajmniej tam, gdzie ja szukałam. To początkowo przekonywało mnie bardziej do wykonania zwykłego HSG na NFZ , niż płacenia wcale nie małych pieniędzy za bodajże 15 minut badania. Im jednak dalej w las, tym coraz częściej zaczęłam się zastanawiać, czy jednak nie wydać tych 550 zł (stawka szpitala św. Zofii)

12 rzeczy, które denerwują mnie w niepłodności.

                      Oto moje subiektywne zestawienie rzeczy, które mnie irytują w byciu niepłodną. Jakby problem sam w sobie był zbyt mało problematyczny… 1. Niepłodność- ta niepłodność, nie ten niepłodność, ani to niepłodność. Jak zawsze, porażka ma jedną matkę! Nie wiem, czy jest choć jedna osoba z mojego kręgu, wiedząca o tym, że bezskutecznie staramy się tyle czasu, żeby nie pomyślała sobie, że przyczyna MUSI leżeć po mojej stronie! Problemy z S.? W życiu. To ze mną jest problem! Przykłady? Jak gadałam z ciotką mojego S., że idziemy się badać itd. to co? Oczywiście, że pewnie jakieś hormony dostanę. W dupie miała informację, że są problemy z małżonem. Jak nic Magda dostaniesz hormony, jak nic!!! To samo tyczy się lekarzy (wspomniana już historia o andrologu). Jeśli kogoś nie uświadomię, że wyniki mojego męża nie są idealne, to pytanie co Tobie dolega, prędzej czy później pada… KURTYNA! 2. Lekarze- wcześniejsza historia z andrologiem + moje „akc