„(…) niepłodność zawsze pozostawia po sobie ślad-nawet jeśli próbujesz wyprzeć ją ze swoich wspomnień.”
Długo, bardzo długo omijałam wszelkiego rodzaju blogi, fora czy książki
dotyczące niepłodności. Niby zawsze czułam, że będziemy mieć problem, ale nie
sądziłam, że to tak się przedłuży. Raz tylko, podczas spędzania weekendu w
urokliwym hotelu z okazji 1. rocznicy ślubu przemknęła mi myśl, że dziecko
będziemy mieli dopiero w 5. roku Naszego małżeństwa. To wzięło się zupełnie z
niczego-ja tu sobie pedałuję rowerkiem wodnym po stawie i nagle bang-zostaniesz
matką dopiero 5 lat po ślubie… Czy te moje „wyroki” się sprawdzą-zobaczymy. Mam
nadzieję, że TAK J Wracając do tematu, nie chciałam czytać niczego.
Nie szukałam żadnych informacji na temat niepłodności. Nie wiem sama czemu.
Chyba bałam się, że przez czytanie książek, forów czy blogów moja niepłodność
będzie taka realna, przyznam się sama przed sobą, że jestem chora, bo
niepłodność jest CHOROBĄ! W Naszym przypadku- nie krótkim epizodem, małą
przeszkodą, z którą szybko się uwiniemy. Wiem, to niedorzeczne i głupie.
Zupełnie jakbym twierdziła, że rakiem można się zarazić. Niby wiedziałam, że
mamy problem, ale nie chciałam, żeby mnie ta niepłodność pochłonęła, zajęła
moje całe życie, była powodem przez który jestem nieszczęśliwa w życiu. Dopiero
kilka razy zrobiłam wyjątki od reguły- nie czytam na ten temat. Pierwszy raz
zaczęłam „węszyć”, gdy wyniki nasienia były nieprawidłowe- szukałam informacji
na temat witamin i produktów, które je poprawią, co akurat w Naszym przypadku nie
zadziałało. Kolejny raz szukałam informacji dotyczących mojego badania
drożności jajowodów. 3. raz to decyzja o stworzeniu sobie miejsca w Internecie,
w którym opiszę moje rozterki związane z niepłodnością. Nawet jeśli nikt ich
nie przeczyta, mnie będzie łatwiej. Jak się okazało, nadal potrzebuję rozmowy
na ten temat, ale nie mogę i nie chcę być dłużej monotematyczna w tym temacie.
Mój S. jest typem człowieka, który nie chce o tym zbytnio rozmawiać. Twierdzi,
że nic mu to nie daje. Jak o tym nie rozmawia to niepłodność go aż tak „nie
uwiera”. Przyjaciółka i znajomi nie są w klubie, więc po co po raz setny mówić
o moim problemie, skoro oni tego i tak nie zrozumieją. Żałuję, że zaczęłam
czytać i pisać o niepłodności tak późno. Niby wiedziałam, że przecież
niepłodność to problem wielu par, ale dopiero czytanie o rozterkach innych
uświadomiło mi, że nie jestem sama, że to co czuję, czują też inni niepłodni.
Wiem jak kuriozalnie to zabrzmi, ale to pokrzepiające… Nikt mnie tak dobrze nie
zrozumie, jak inna kobieta mająca ten sam problem.
Po przejrzeniu kilku blogów i postów na jednej z grup na facebooku
postanowiłam przeczytać książkę Agnieszki Mans- „Samotność w
niepłodności”. Pierwsze co mnie urzekło, to fakt, że autorka przekazuje 1 zł od
każdej sprzedanej książki na fundację Wcześniak. Na dzień dobry Pani Agnieszka
miała już u mnie wielkiego plusa za dobre serce <3. Książka to poruszająca
historia jej walki przez długie 5 lat o spełnienie największego marzenia.
Autorka mimo tak trudnej tematyki pisze z lekkością i wiele razy czytając jej
słowa miałam uśmiech na twarzy. Czasami był to uśmiech przez łzy, gdy
zobaczyłam jak wiele Nas łączy. Nadal zdumiewa mnie to, jak wszystkie jesteśmy
podobne, mimo różnej przeszłości, wychowania, wykształcenia, wieku. To
niesamowite, że niepłodne kobiety myślą i czują w zasadzie to samo. Chyba
najbardziej zdziwiło mnie jej podejście do zajścia w ciążę- „Jeszcze do
niedawna myślałam sobie, że ujrzenie dwóch kresek na teście będzie szczytem
mojej szczęśliwości. Już teraz wiem, że-o ile tak się stanie-nie będzie…Będą
myśli o tym, czy uda mi się donosić ciążę, czy dziecko będzie zdrowe, czy los
mnie w międzyczasie nie kopnie w tyłek, jak to uwielbia robić od lat.” Nigdy
już nie będę tak „normalnie” w ciąży, z prostotą i ufnością przyjmując ten
stan, tak jakby była to jak najbardziej naturalna kolej rzeczy.” Autorka
jest ode mnie starsza o jakieś 10 lat, a czytając jej książkę, czułam się
jakbym czytała słowa napisane przeze mnie!
Historia Pani Agnieszki jest przykładem, aby nie poddawać się, aby walczyć
do końca, dopóki mamy siły. Jej pozytywne zakończenie daje nadzieję mnie oraz
jak mniemam wielu innym kobietom, że NIEPŁODNOŚĆ TO NIE WYROK. To choroba, z
którą można i trzeba walczyć! Książka jest o walce z niepłodnością, napisaną
szczególnie dla osób niepłodnych. Dla mnie to również opowieść o sile ducha i
charakteru, o sile jaką mamy my- KOBIETY. Polecam ją oczywiście wszystkim
starającym się, aby przekonały się, że nie są odosobnione w swoich emocjach.
Ale przede wszystkim chciałabym polecić ją osobom, które mają w swoim gronie
kogoś, kto mierzy się tą chorobą. Jeśli ktoś chce pomóc, niech najpierw
przeczyta tę lekturę. Może wtedy chociaż trochę przybliży im uczucia i myśli,
jakie targają osobami niepłodnymi, zamiast twierdzić, że się wie co czuje dana
osoba, skoro tak nie jest… Jak dla mnie jest to kompletny „must-read” zarówno
dla niepłodnych jak i ich najbliższych.
Dziękuję autorce za tę publikację. Dała mi ona nadzieję, że moja historia
też może skończyć się happy endem oraz utwierdziła mnie w przekonaniu, że
jesteśmy twardzielkami. „(…) w najczarniejszej godzinie smutku i
rozpaczy i tak sama zmierzysz się ze swoją niepłodnością, swoimi lękami, swoją
bezsilnością i swoim bólem. Nikt tego za Ciebie nie przeżyje-musisz przeżyć to
sama. Musisz to znieść. Przepłakać. Przeboleć. Sto razy upaść i sto jeden raz
wstać. Bo wstaniesz.” Droga Autorko, Cudowna Kobieto-WSTANĘ! Obiecuję.
Komentarze
Prześlij komentarz